Ten tekst, którym dzielę się z Tobą, poniżej…  pojawił się na moim Instagramie dokładnie 10 lipca. [Możesz go przeczytać też tam, zebrał ogrom komentarzy] Tak mam słabość do dat. Właśnie tego dnia minęło pół roku mojego darowanego życia. Pół roku od operacji, która zmieniła mnie. Operacji, która dała tak wiele, choć też tak wiele odebrała …

Potrzebowałam ten tekst napisać. 

Bałam się go publikować. 

Bałam się strasznie. Zjadał mnie strach, zjadał mnie wstyd. Jak się okazuje bezpodstawnie … 

Ale nie potrafiłam już milczeć. Te ostatnie miesiące, nauczyły mnie, że moja odwaga Wam służy, że wspiera Was z oswajaniu tego co trudne. I choć tekst poniżej zaczyna się od słów „Skoro zachorowałam, już mam pastedGraphic.png, to zrobię wszystko, by umilić sobie chorowanie”, to równie dobrze mógłby się zacząć od słów „Skora ja już musiałam oswoić raka pastedGraphic.png  i oswoić obustronną mastektomię z rekonstrukcją, to może moja historia pomoże Wam w oswajaniu tego, co dla Was trudne. Każdy ma swojego raka … każdy ma swoją mastektomię … tak jak każda, każdy z nas ma swój Everest”. 

I jeszcze jedno, zanim przejdziemy do tekstu. 

Ten tekst jest opowieścią o tym, że każda strata wymaga przejścia procesu żałoby, a każda żałoba wymaga rytuałów. Moja żałoba nadal trwa. Nie czuję, że jest już po drugiej stronie, po stronie pełnej akceptacji. Ciągle uczę się życia nowym życiem, życia z nowym ciałem i lekami, które choć łyka się jak cukierki, zmieniają mnie … Ciągle dopada mnie smutek i brak sił. Tym bardziej, że hormonoterapia i świadomość kolejnych kroków leczenia nie pozwalają w pełni zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Jeszcze…. Ale na pewno, i piszę to z brzucha, prosto z serca, ważnym etapem mojej żałoby i przełomowym rytuałem był właśnie odlew i praca artystyczna, którą Kaśka wykonała dla mnie. Rytuały to nie tylko myślenie. Rytuały to działanie, to ciało, to relacja, to symbolika. I to wszystko odbiłyśmy w glinie, a Kaśka zamknęła w pięknej technice wypału raku. 

Raku w raka… Ależ nam wyszło! Kto, by pomyślał…  

„Skoro zachorowałam, już mam pastedGraphic.png, to zrobię wszystko, by umilić sobie chorowanie”.

Obok mnie stoi Kaśka @lepiona artystka rzeźbiarka. Gdy zachorowałam, poczułam, że musimy TO zrobić. Zrobić odlew moich prawdziwych, naturalnych piersi. Pożegnać się z nimi. Opłakać je topiąc łzy w gipsie, glinie i winie.

Historia zatoczyła koło.
To Kaśka, przyjaciółka z podstawówki, towarzyszyła mi, gdy z dziewczynki zamieniałam się w kobietę. Teraz jako artystka pomogła mi odcisnąć moją kobiecość w glinie. Ale nie, nie powiem, że kobiecość to tylko ciało, to tylko piersi.
Rak nie odebrał mi mojej kobiecości. Coraz mocniej w to wierzę.
Ja jestem większa niż rak.
Jestem czymś więcej niż moje ciało.
Stąd czerpię odwagę, by dziś pisać.

Tylko MY wiemy, ile nas to kosztowało.
Tylko JA wiem, jak bardzo tego potrzebowałam. Dziękuję!

I tak. Przeszłam obustronną mastektomię z rekonstrukcją. Nie zrobiłam sobie nowych cycków. Gdy słyszę takie pocieszenia, „gryzę”. Mastektomia, to mastektomia. Jest też inna gdy jest rak, inna gdy jest tylko profilaktyczna. Różni się od operacji powiększania piersi. Ratuje i wydłuża życie, choć po niej życie nie jest proste.

Ostatnio u Krystyny Kofty w książce „Ciałaczki” usłyszałam; „co z tego, że chirurg mówi „efekt wizualny doskonały, goi się ładnie”, skoro ja patrząc w lustro nie widzę już siebie, skoro dotykając siebie nie czuję siebie”. Jeszcze, bo ciągle siebie oswajam.
Czulej akceptuję.
Żyję.
Tak, teraz lecą mi łzy.

I dlatego o tym piszę? Nie chwalę się, nie żalę, ale dodaję odwagi tym z Was, które stoją przed tak trudną decyzją. To operacja obarczona ogromnym ryzykiem, ale też ciężarem krzywdzących przekonań. Sama nie wiem, co trudniej unieść…
To operacja wymagająca odwagi, wiary w siebie i odporności psychicznej. To chichot losu, zajmuję się tym zawodowo. To operacja zderzająca z okrutnym systemem.

Dziś mija pół roku.
W tej „profilaktycznej” piersi, też „rósł” rak. Moja Mama chorowała obustronnie. Zachorowałabym i ja. Zmieniam historię mojego rodu.
To dar.
To też wielka odpowiedzialność, by teraz swoim życiem jeszcze lepiej żyć i nażywać się.

Opowiadając swoją historię to ja ją tworzę. Milcząc czułam, że ona przejmuje nade mną kontrolę.

Jeżeli czujesz, że ten tekst i moja historia mogą służyć innym kobietom, podaj ją dalej.

Możesz też posłuchać moich dwóch, bardzo ważnych podcastów, w których poruszam tematykę mojej choroby. Pierwszy, o czułej odwadze, nagrałam po to, by powiedzieć Wam o tym, co przede mną. Drugi, nagrałam w procesie wracania. To rozmowa z psychoonkolożką Adrianną Sobol.

I chyba polecę Ci jeszcze jedną, trzecią rozmowę. Tym razem taką, do której zaprosiła mnie Justyna Szyc – Nagłowska.
To też rozmowa o wracaniu … Zapraszam!

Easysoftonic