Mam takich Klientów, którzy mówiąc kolokwialnie „jadą po sobie”.

Jadą. Nie zostawiają na sobie suchej nitki.

Są dla siebie okrutni w ocenach.

Kategoryczni w sądach.

Bezwzględni w epitetach.

Mówią i powtarzają bez końca … jestem beznadziejny, jestem leniwy, jestem do niczego, nie zasługuję na szczęście, nie dam rady, jestem głupi, zawsze mi nie wychodzi, to nie dla mnie, jestem skazany na taki los  …

Nie chodzi o trzeźwą ocenę swoich kompetencji. O obiektywizm podparty faktami. Wierzcie mi, jestem realistką i pracując jako asesor podczas sesji AC/DC wyuczyłam się sprawiedliwej, obiektywnej, trafnej i rzetelnej oceny kompetencji. Mam w tym obszarze i doświadczenie i intuicję i bardzo porządny warsztat. Potrafię obiektywną ocenę siebie oddzielić od tragicznej, napędzanej niechęcią do siebie, smutnej, stanowczej, ostatecznej samokrytyki. I o tym drugim zjawisku tu piszę. Piszę o byciu bezwzględnym dla siebie.

Dodam, że ów Klienci krytykujący siebie, to także mistrzowie podcinania sobie skrzydeł. To wirtuozi zaprzepaszczania wszelkich planów, poddawania się na pierwszym kroku. To eksperci od czarnych scenariuszy. Prawdziwe gwiazdy narzekania i wymówek. Liderzy szukania „dziury w całym” i przede wszystkim w samym sobie.

To nie są łatwi Klienci. Często stwierdzam, że zakres ich krytyki, siła negatywnego nastawienia do siebie może świadczyć o tym, że powinni udać się do terapeuty, a nie coach’a. Choć i ja psychologiem jestem. Często zdarza się, że zachęcam ich do takiej ścieżki rozwojowej – taka jest moja rola, takie są zasady etyki, którym jestem wierna. Ale za nim to zrobię często pytam.

Bo to na pytaniach się znam.

Więc pytam.

Co zaryzykujesz, by zmienić podejście do siebie?

Dlaczego tak narzekasz?

Dlaczego tak siebie krytykujesz siebie?

Dlaczego zawsze zakładasz złe scenariusze?

Dlaczego sam napędzasz negatywne myślenie o sobie, swoim życiu zawodowym?

Jak Ci to służy, że narzekam?

Co Ci to daje?

… bo skoro to robisz, to pewnie Ci coś to daje?

A …

A jak przestaniesz narzekać, to  co się wtedy stanie?

Jak wtedy będzie wyglądało Twoje życie?

Jak będziesz wtedy działać?

Na co Ciebie taka zmiana myślenia o sobie może otworzyć?

Do czego Ciebie zachęci?

A do czego może Ciebie zmusi?

 

Pytam.

Zatrzymuję.

Zachęcam do refleksji.

 

Zachęcam do poszukania przyczyny, tego tak mocnego, tak negatywnego podejścia do siebie. Bo przyczyną nie zawsze jest dzieciństwo i przeszłość, jak by to powiedział dziadek Freud.

Przyczyną jest czasem ZNACZENIE samokrytyki.

Jej rola w życiu. Rola często dramatyczna, ale ważna. I silna.

Przyczyną jest to, że samokrytyka często uzasadnia porażki. Zwalnia z odpowiedzialności działania i wzięcia odpowiedzialności za siebie. Jak to mawia moja bardzo dobra znajoma terapeutka „samokrytyka uważnia”. Skupia na sobie uwagę. Powoduje, że inni na nas patrzą, żałują nas, współczują. Dają uwagę, dają wsparcie  …

Ale samokrytyka daje też (pozorny) „święty spokój” od zmiany, choć ten „święty spokój” przepełniony jest …. zaryzykuję to mocne stwierdzenie .. okrucieństwem do siebie, okrucieństwem dla swojego JA.

A czy można tak żyć?

Według mnie nie.

Żyjąc tak, jest bardzo ciężko…

I jednocześnie mam świadomość, że ciężko jest zmienić takie myślenie o sobie. Ciężko jest poszukać, wyuczyć się innego myślenia o sobie. Chylę czoło przed każdym Klientem, które zbierze się na odwagę zmierzenia z tak trudnym, tak okrutnym sposobem myślenia o sobie. Ale każdemu takiej odwagi życzę. Każdego w takiej odwadze będę wspierać. Będę mu towarzyszyć, jeżeli uzna moje towarzystwo …

 

 

Easysoftonic