Tajemnica przyzwolenia …

Tajemnica przyzwolenia …

Gdy analizuję ostatnie sesje z moimi Klientami. A moim zadaniem, jest je analizować … To widzę, że przenikają przez nie bardzo podobne wnioski. Większość moich (wspaniałych) Klientów coachingowych dochodzi bowiem do wniosku, do refleksji, do odkrycia, że gro problemów, z jakimi się borykają, jakie ich ograniczają, a z jakimi do mnie przychodzą da się, można rozwiązać dzięki temu, że dadzą sobie na „coś” przyzwolenie.

Tak PRZYZWOLENIE!!

Pracuję z mężczyznami i kobietami. Pracuję z menedżerami i specjalistami. Z zatrudnionymi u kogoś, jak i z właścicielami firm. I wszyscy. I Ci wszyscy moi wspaniali Klienci, niezależnie od różnic jakie są między nimi są, są też do siebie bardzo, bardzo podobni. Łączy ich jedno. Łączy ich pewna potrzeba. Oni wszyscy potrzebują pragną, tego samego. Potrzebują i pragną, by DAĆ SOBIE PRZYZWOLENIE.

Zgodę.

Zgodę na coś.

Na co?

Na szczerość.

Na odwagę.

Na słuchanie swoich potrzeb.

Na otwartość na innych.

Na „bycie ludzkim” wobec innych.

Na bycie łagodnym dla siebie.

Na wykorzystanie swojego potencjału.

Na uczenie się na błędach.

Na zaufanie.

Na smutek.

Na radość.

Na rozmowy z innymi.

Na zmianę.

Na rozwój. I na brak rozwoju.

Na odpuszczenie sobie.

Na akceptację.

Na bunt.

Na postawienie granic.

Na proszenie o pomoc.

Na bliskość.

Na miłość.

Na samotność.

Na siłę.

Na słabość.

Na kreatywność.

Na powiedzenie „nie wiem”.

Na życie. Czy na #nażyć …

To za czym tęsknisz …

W poprzednim swoim wpisałam o „wielkiej trójce” hamulców, wewnętrznych blokerów, które skutecznie bronią nas przed zaufaniem sobie, za pójściem za głosem swojego doświadczenia, serca, intuicji. Te hamulce to „poczucie powinności w spełnianiu oczekiwań innych”. To „głos krytyka wewnętrznego”. A także to „perfekcjonizm”. I wiesz jak pokonać tę TRÓJKĘ?  Wiesz? Dając sobie przyzwolenie … 

PRZYZWOLENIE na to, by zaufać sobie, a nie tylko słuchać innych.

PRZYZWOLENIE na to, by być dla siebie łagodną. Nie „puszować siebie”. Nie krytykować siebie. Nie docinać sobie. By mówić do siebie łagodnym, ale merytorycznym głosem. Racjonalnym, ale nie krytycznym. Wspierającym, ale nie podcinającym skrzydła.

PRZYZWOLENIE na to, by po ludzku czasem potknąć się. Popełnić błąd. Odpuścić. Zrobić coś wystarczająco dobrze, a nie maksymalnie najlepiej.

To wszystko. To wszystko i wiele, wiele innych … przyzwoleń trzeba dać sobie, by pójść drogą rozwoju, zmiany, spełnienia, czy też spokoju. I skąd ta trudność, że trzeba z tym „przyjść do coacha”? Skąd to wielkie wyzwanie? Pewnie myślisz sobie i wątpisz.

To wielkie wyzwanie polega na tym, że to przyzwolenie MOŻEMY DAĆ SOBIE TYLKO MY!

Tylko MY SOBIE SAMYM!

Nikt inny za nas tego nie zrobi …

Ale. … Ale jest to o tyle trudne, że nikt nas tego nie nauczył….

Ani rodzice. Ani szkoła nie uczyli nas słuchania siebie.

Uczyli nas słuchania innych.

Ale nie siebie.

Uczyli nas, by prosić innych o przyzwolenie. Liczyć się z ich opinią, wolą, przyjętymi zasadami.

Ale, czy uczyli nas dawać sobie przyzwolenie?

Nie … niestety nie.

Dlatego. Dlatego dziś, będąc dorosłym tak bardzo tęsknimy za tym, by na coś sobie (w końcu) pozwolić. Na coś więcej niż nowa torebka, tabliczka czekolady, szalony weekend, czy przejażdżka motorem. Na coś więcej, bo na siebie. Na S I E B I E!! Na zatroskanie się o siebie. Swoje potrzeby … swoje JA.

Dlatego Ja – Marta, dlatego JA jestem towarzyszką. Towarzyszę innym w urzeczywistnianiu swojego JA .. towarzyszę w dawaniu sobie przyzwolenia. Towarzyszę w uczeniu się tego, jak je dawać. Towarzyszę w oswajaniu tej nowej, tak cudnej i tak potrzebnej umiejętności … Towarzyszę w tym, co sama przeszłam. Oj tak, ja też musiałam przejść drogę „dawania sobie przyzwolenie” Oj tak, wiem, że to krew, pot i łzy … umazanie błotem. Wiem to …

I PODSUMOWUJĄC …

 

 

 


Dlatego zapraszam Was do lektury mojego ostatniego wpisu >> TU znajdziesz link. Zobaczcie jak to robi mój Roszek. Jak On sam daje sobie przyzwolenie na bycie twórczym. Ten wpis to opowiastka o Roszku i Lego. Ale też dzielę się odrobiną teorii o tym, dlaczego TO PRZYZWOLENIE jest dla nas TAK WIELKIM WYZWANIEM.

Czytajcie i piszcie, jak z „tym przyzwoleniem” jest u Was?

M

 

 

Menedżer coachem? Tak? Czy to możliwe?

Menedżer coachem? Tak? Czy to możliwe?

Od razu odpowiem.

Możliwe, ale mało prawdopodobne. I często nie potrzebne. Rzadko rekomendowane. Częściej wręcz odradzane.

Nie każdy menedżer może być coachem. Nawet nie każdy powinien, ani nie musi. Kropka.

Dlaczego? Jest kilka ograniczeń, o których chętnie napiszę, przy kolejnej okazji. Ale te ograniczenia krążą wokół takich pojęć jak < struktura organizacyjna >,< poufność >, < brak zbieżności celów >, < wymóg oceny i rankingów >, <ciągły brak czasu na budowanie procesu coachingowego> . Tych 5 zjawisk organizacyjnych istotnie ogranicza możliwość budowania „prawdziwej” relacji coachingowej między coachem – menedżerem, a pracownikiem. Ale dziś na tyle.

Bo dziś chcę bardziej skupić się na tym, że każdy menedżer może i nawet powinien w stosunku do swoich pracowników przyjmować podejście coachingowe, wspierając w ten sposób efektywność i rozwój swojej kadry. 

A dlaczego?

Dlatego, że podejście coachingowe to podejście zakładające wzmacnianie i wykorzystanie potencjału pracowników, przy jednoczesnym uczeniu ich samodzielności i odpowiedzialności za siebie i swoją pracę, a także ciągłe stymulowanie ich do stawiania i realizowania celów. To podejście, u którego podstaw stoi postawa. Postawa menedżera będąca indywidualną mieszanką zaufania, szacunku, uznania, partnerstwa, troski, refleksyjności i autentyczności.

A prawdopodobnie każdemu menedżerowi zależy na tym jego ludzie ludzi byli odpowiedzialni i samodzielni. By osiągali stawiane im cele. By byli świadomi swojego potencjału i umieli z niego korzystać. By byli twórczy, otwarci – tak, tak, takich postaw u swoich pracowników chcą wszyscy liderzy. To dlaczego by nie spróbować? Dlaczego by nie otworzyć się na podejście coachingowe i zacząć je stopniowo implementować w organizacji?

Warto! Warto bo?

Bo tak wiele teorii i badań potwierdza, że partnerskie podejście do swojego zespołu, podejście oparte na zaufaniu i wzmacnianiu indywidualnego potencjału pracowników, szczególnie pracowników wiedzy staje się nie tylko trendem, ale oczekiwaniem, któremu liderzy przyszłości będą musieli po prostu sprostać.

Okazuje się bowiem, że dzisiejsi pracownicy są już „zmęczeni” tradycyjnym podejściem do zarządzania, bądź na nich to tradycyjne podejście po prostu już „nie działa”. Nie chcą mieć szefów, którzy tylko wymagają i tylko rozliczają. Szefów zdystansowanych i skupionych na swojej pozycji. Takich szefów nie chcą słuchać i nie chcą z nimi pracować. Okazuje się także, że mózg ludzki „nie lubi” strachu, poniżania, zawstydzania. Bo gdy mózg tak się „czuje” – to nie myśli, nie jest kreatywny, nie jest otwarty na współpracę – tylko na walkę i ucieczkę. Także dziś, mając tę wiedzę o mózgu powinniśmy budować organizacje oparte na zaufaniu i szacunku, dające pracownikom poczucie bezpieczeństwa i komfortu pracy. Okazuje się ponadto (i w końcu!), że dziś największym zasobem organizacji są tzw. pracownicy wiedzy – pracownicy, którzy dzięki swojej wiedzy, doświadczeniu i kreatywności są w stanie dostarczać pomysły i rozwiązania napędzające większość biznesów. A pracowników wiedzy motywuje najbardziej relacja i środowisko w jakim mogą wzrastać. Bycie zauważonymi i bycie docenionym.

A odpowiedzią na te wszystkie i inne „okazuje się” jest podejście coachingowe w zarządzaniu. I nie chodzi tu o to, by menedżer stał się coachem. Nie!! Nie o taki coaching, jak opisany tu w tym artykule chodzi > http://manufakturarozwoju.pl/coaching-co-dlaczego/. Nie jeszcze raz podkreślę.

W podejściu coachingowym chodzi o to, by zasady i metody coachingowe stosować w budowaniu codziennych relacji z pracownikami. By prezentować postawę opartą na szacunku, zaufaniu, skupieniu. By więcej pytać i jeszcze więcej słuchać.

A w największym skrócie… o co więc chodzi w podejściu coachingowym w zarządzaniu?

Co to jest podejście coachingowe w zarządzaniu?

Co to podejście wyróżnia?

Co je napędza?

 

Chodzi więc o to, by …

Zatrzymać  się, by patrzeć uważnie, z refleksją.

Budować partnerskie relacje, a nie Tylko swoją pozycję.

Nie bać się pytać – zadawać pytania pełne ciekawości.

Słuchać i chcieć usłyszeć!

Darzyć zaufaniem i budować zaufanie.

Rozumieć, a nie tylko oceniać.

Uznawać sukcesy, zamiast budowania poczucie winy.

„Zachwycać” się pracownikiem i efektami jego pracy.

Pamiętać, że „inny” nie znaczy gorszy.

Zachęcać do wyzwań, zamiast stawiać wymagania.

Ukonkretniać cele i oczekiwania.

Mieć odwagę mówić o tym co trudne, może niewygodne

Mówić czasem „nie wiem …”, „zastanowię się …”,

By być L U DZ K I M …

Czy to dużo?

A może to to, czego wszyscy potrzebujemy?

Na ile to podejście różni się od dotychczasowego podejście w zarządzaniu?

….

Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi…

Marta IP

 

Literatura, którą się inspirowałam pisząc o „okazuje się”:

  1. „Jak zarządzać pracownikami wiedzy: 3 wskazówki dla liderów”  HBR Polska.
  2. Raport: „Przywództwo przyszłości Polski lider gotowy na zmiany?”
  3. „Mózg lidera” Madeleine L. Van Hecke, Lisa P. Callahan, Brad Kolar, and Ken A. Paller.
  4. „Menedżer jako coach” Rogers J., Whittleworth K., Gilbert A.

 

Easysoftonic