JA.Marta.Psycholog. Nie psychol
OTO 20 faktów o mnie, o których może nie wiecie, a przez które zostałam psychologiem.
Jak czytam te punkty, które spisałam poniżej to myślę sobie, że wszechświat od początku wiedział, jaka ma być moja droga …
Droga psychologa!!
A ponieważ dziś 21 luty, czyli Międzynarodowy Dzień Psychologa, to takie oto świętowanie Wam proponuję. Kilka punktów o mnie, kilka faktów z mojego życia, kilka kropek, które tak magicznie się połączyły, że dziś o to jestem sobie psychologiem, coachem, trenerem – Martą & Towarzyszką.
Trochę o mnie …
- Po pierwsze zawsze byłam wrażliwa, nadwrażliwa i płacząca. Przejmowałam się wszystkim za bardzo i bardzo mocno. Gdy mój Brat z kuzynami zabili polną myszkę (przypadkowo pewnie) z rozpaczy i z buntu schowałam się w domu dziadków na 3 godziny, tak że nikt nie mógł mnie znaleźć. Co ja robiłam przez ten czas? Ja celebrowałam w ukryciu swój żal i smutek, niezrozumiany przez innych skądinąd …
- Prowadziłam pamiętnik, by zapisywać myśli, wspomnienia. Lubiłam analizować, to co było, jest będzie. Lubiłam pisać listy i je dostawać. Czy wyobrażacie sobie, że miałam korespondencyjne koleżanki, z którymi wymieniałam listy mające po 10 kartek A4? Serio!! Ja tyle pisałam i one! Ręcznie! Nikt nie miał wtedy kompiutera 🙂 Z czułością pozdrawiam więc Magdę z Przemyśla i Kaśkę z Olsztyna!
- Płakałam, dużo płakałam – szczególnie na filmach. Zawsze ciągnęło mnie do wyciskaczy łez. Kultowa historia w mojej rodzinie jest o tym, jak poszłam na „Moją dziewczynę” od kina. Dodam, że sama z koleżanką, a miałam pewnie 10 lat. I? I zaczęłam płakać na filmie, płakałam przez całą drogę do domu. Płakałam jak weszłam do domu. Płakałam przez godzinę w domu, a moi rodzice nie byli w stanie wydobyć ode mnie „co się stało?” podejrzewali już najgorsze … A chodziło o film i historię. Cała ja!
- Czytałam Paula Coelio, „Świat Zofii”, pamiętniki i powieści pisane w pierwszej osobie…. Co więcej chodziłam na pola za moim domem, siadałam na kocyku, siadałam na drzewie (serio…) i czytałam. W takie aranżacji zanurzałam się w tej inspirującej lekturze, by kontemplować, rozmyślać i poszukiwać sensu patrząc na rozlewiska Narwi. Kiedyś tak się zaczytałam, że przemarzłam i skończyło się grypą. Za romantyzm trzeba płacić nawet zdrowiem! O tym też gdzieś było napisane …
- Byłam ciekawa, ciekawska, wiecznie pytająca. Po śmierci moich Dziadków okazuje się dziś, że wiem więcej faktów o ich życiu niż ich dzieci. Po prostu pytałam, lubiłam słuchać i zapamiętywałam wszystko.
- Lubiłam słuchać, przysłuchiwać się, podsłuchiwać. I bardzo mocno zapamiętywałam co, kto kiedy powiedział i do kogo. Moi Rodzice bardzo się bali tej mojej supermocy. Wiedzieli, że jak mi nagadają za mocno im to na pewno wypomnę. Ciekawe do dziś mam problem z zapamiętywaniem imion uczestników moich warsztatów, ale gdy po latach i zobaczę, usłyszę ich głos mogę odtworzyć co mówili. Także strzeżcie się …
- Lubiłam rozmawiać. Te lubienie ciągle, z każdym rokiem mi wzrasta. Jeżu!!! Jak ja lubiłam rozmawiać! Słuchać. Snuć historie i słuchać historii. Pewnie gdyby nie obozy żeglarskie, ogniska i rozmowy do rana nie miałabym okazji do trenowania tej umiejętności z bardzo, bardzo, bardzo różnymi ludźmi…
- Byłam pyskata i miałam swoje zdanie. Wredna, krnąbrna, wygadana, przemądrzała, pewna siebie, stanowcza … te wszystkie określenia krążyły wokół mnie. Spokojnie – część tych cech złagodziłam 🙂 Spokojnie – część z tych cech widział głównie mój Ojciec, z którym miałam bardzo gorącą relację …
- Unikałam radykalnej, jednoznacznej oceny. Nie lubiłam oczywistych odpowiedzi i wrzucania innych w sztywne kategorie. Lubiłam dawać szansę i widzieć nadzieję. W podstawówce, byłam na przedstawieniu „Dzieci z Dworca ZOO”, a potem przeczytałam tę książkę – to otworzyło mi oczy na inny świat, perspektywy, których wcześniej nie byłam świadoma. Pamiętam rozmowy z Mamą o tej książce, odważne i poważne. Jestem Jej wdzięczna za to …
- Lubiłam patrzeć na świat z innej perspektywy, nie tylko ludzkiej. Pamiętam wypracowanie, które napisałam w liceum o tym jak wygląda świat z perspektywy kamienia. Tak kamienia! A co?? Świat z perspektywy kamienia jest bardzo interesujący …
- I choć lubiłam rozmawiać i lubiłam ludzi, to tak samo lubiłam ciszę, spokój, rozważną kontemplację. Myślę, że byłam dość refleksyjnym dzieckiem …
I trochę o rodzinie.
- Gdy miałam 11 lat, a moja Mama była dokładnie w tym samym wieku co ja teraz – zachorowała na raka piersi. Gdy przeżyła pierwszy rok, choć nie dawano jej żadnych szans, powiedziała, że „nikt w tym mieście (Łomża) nie będzie się wstydzić raka, amputacji, peruki”…. i założyła stowarzyszenie. Zaczęła publicznie mówić o cierpieniu i odrzuceniu kobiet w tej tak trudnej sytuacji. Te stowarzyszenie było jednym z pierwszych tego typu w Polsce i działa do dziś, choć mojej mamy od 14 lat już nie ma, tu …. Tak temat wstydu i odwagi towarzyszy mi od 11 roku życia.
- Wychowałam się w domu społeczników – moja mama prowadziła dwa stowarzyszenia. Nie tylko te dla kobiet, ale drugie dedykowane dzieciom i hipoterapii. Siłą rzeczy w naszym domu było pełno różnych ludzi potrzebujących pomocy, chętnych by pomagać. Wszystkie te osoby prowadziły z moimi Rodzicami długie dysputy o tym jak zmieniać świat, społeczność lokalną. O tym, jak pomóc, komu pomóc? A ja się temu przysłuchiwałam. Już jako nastolatka kwestowałam, pomagałam Mamie w organizacji imprez charytatywnych. Co więcej obcowałam z ludźmi, którym zależało na ideach, wartościach, po prostu innych ludziach … nie tylko karierze i pieniądzach.
- Moja Mama, chorując a zajęło jej to 12 lat, korzystała z wsparcia psychologa, dodam że w latach 90 tych w małym mieście na wschodzie Polski … i nie uważała to za słabość, a wręcz siłę!! Promowała w otoczeniu wartość tego zawodu, który dopiero rósł w siłę.
- W mojej rodzinie uważano, że traum nie da się przejść w pojedynkę. A szczególnie uważały tak kobiety. O tym co trudne trzeba rozmawiać, trzeba szukać wsparcia – tak twierdziły moja Mama, Babcia i Ciotki.
- Moja Mama i Babcia były za mną i wierzyły we mnie. One we dwie poparły pomysł tego kierunku studiów, a może i same go podsunęły. Nawet ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. Wiedziały, że lekarza ze mnie nie będzie, podobnie jak dentysty, chemika też nie … a to były główne wzorce karierowe w mojej rodzinie. Także jestem pierwszym humanistą w rodzinie. Uff, wielkie szczęście, że mój kuzyn ożenił się z filozofką Paulą 🙂
- I ostatnie fakty. Studia zaczęłam na KUL’u w Lublinie, a skończyłam na Uniwersytecie Warszawskim.
- Moją pierwszą „pracą” było Biuro Karier Studenckich Wydziału Psychologii UW właśnie.
- A skończyłam specjalizację „wspieranie rozwoju osobowości”.
- Pierwszą Szkołę Trenerską skończyłam już w czasie studiów!
I tak o to jestem!
Psycholog, nie psychol.
I nie chcę tu nikogo obrazić, ale takie żartobliwe określenie mojego zawodu też mnie spotkało ….
I nie specjalista od psów, jak zwykle żartowali moi Kuzyni przy okazji Świąt i rodzinnych spędów.
Jestem dumnym psychologiem i już!