Wiem, że jest późno. Że niedziela. Że jutro do pracy. I pewnie wszyscy już śpią, ale ja muszę … Muszę, bo się uduszę. Muszę napisać, poruszyć, dotknąć ten temat choćby nie wiem co… Teraz!
A tym tematem jest #RADOŚĆ – najbardziej pożądana, a jednocześnie tak bardzo deficytowa emocja. Tak bardzo ulotna, podatna na działanie wielu zagrażających czynników, a jednak prowadząca do szczęścia i do #nażyćsię też…
Ale od początku. Przez ostatnie dni dostałam kilka bardzo miłych komentarzy i wiadomości od tych, którzy śledzili (na Instagramie, czy fejsbuku) moje wakacyjne wojaże. Pisaliście, że na udostępnianych przeze mnie zdjęciach widać moją radość, radość mojej rodziny … że fajnie nas „takich” widzieć. Że tęskno za takimi emocjami w internetach. Wiecie jak to jest z social media. Miło się czyta komentarze. Miło zbiera serduszka i kciuki … ale tak serio, tak bardzo serio to pierwszy raz tak mocno poczułam, że ta radość jest absolutnie autentyczna. Prawdziwa. Szczera.
Tak totalnie czuta! Czuta tam na wakacjach i odczuwana teraz, gdy wracam już tylko do tych wspomnień. Że jest taka prawdziwa, że ją widzę – nie tylko na tych zdjęciach, ale bardzo często w swoim życiu, nawet w trakcie roku szkolnego! W pracy też 🙂 … Ale szczerze, szczerze to kiedyś tak nie było…
Kiedyś, dwa, cztery, sześć lat temu … Hmmmmy … To mi tak bardzo do śmiechu wcale blisko nie było. A radość się zdarzała. Wydarzał. Raczej przypadkiem, przy okazji niż ciągle … było jej w moim, w naszym życiu za mało.
Więc jeżeli myślisz sobie… „Hhmyyyy … Ja też chcę czuć radość! Ha!! Ja też chcę ją czuć! Wow! Chcę mieć jej więcej w swoim życiu.”
To muszę Ci szczerze napisać, że to wcale nie jest takie proste i takie oczywiste, że hop siup Ci się to uda. … Życzę Ci tego! Bardzo! Z serducha prosto kibicuję i trzymam kciuki. Ale wiem jak jest … Ale sama wiem, że droga od „chcę czuć” radość do „czuję radość” bywa kręta i bardziej mroczna niż nam się wydaje …
Więc moi mili, jeżeli zapragniecie czuć radość, zamarzycie by doświadczać szczerej, pełnej radości więcej w swoim życiu >>> to …. To jednocześnie zaprosicie do swojego życia wszystkie inne „trudne i ciężkie” emocje, takie jak złość, smutek, strach. Takie jak żal, frustrację, wstyd … czy po prostu niepewność.
Ale moi mili innej drogi nie ma.
Aby czuć radość trzeba czuć!
Aby czuć radość trzeba czuć … powtórzę i podkreślę …
Trzeba być wrażliwą, być wrażliwym na to co dzieje się w środku. Na wszelkie emocje jakie do nas przychodzą. Jak zaczniemy je przeżywać, to początkowo będzie mrocznie i ciężko, ale z czasem …. zrobi się też miejsce, ustąpić się przestrzeń na czucie radości, na doświadczanie jej …
Tak jak do światła droga zawsze prowadzi przez ciemność.
Tak! Droga do radości prowadzi ZAWSZE przez te trudniejsze, mniej przyjemne (ale równie potrzebne) emocje.
Jak pisze Dalajlama …. (w książce „Wielka księga radości” do której będę często wracać). Piękno zawsze rodzi się przy odrobinie cierpienia i bólu….
Dlaczego piszę, że żeby czuć radość trzeba przede wszystkim zacząć czuć?
A mamy moi mili tendencję do unikania czucia. Mamy skłonność do zamrażania emocji, upychania ich w ciele, spychania do nieświadomości. Uwiedzeni, czy raczej zamroczeni przekonaniami, czy związani twierdzeniami mówiącymi, że „poważni ludzie panują nad emocjami”, czy też „że wrażliwość to oznaka słabości” i „że dorośli nie zajmują się emocjami” ….Jednocześnie nie umiejąc wyrażać emocji, mówić o nich – bo czy ktoś z nas był tego uczony w dzieciństwie? (ja nie!!) … zamrażamy je, odwracanych od nich głowę i serce, udajemy że ich nie czujemy, bądź znieczulamy się, by ich nie czuć.
Znieczulamy przez alkohol, jedzenie, narkotyki, zakupy, social media, sport, ale też złośliwość i sarkazm, czy sprzątanie bądź nadmierną religijność.
My dorośli XXI opanowaliśmy trylion osiemset trzy i pół sposoby na to, by nie czuć trudnych emocji takich jak złość, smutek, strach, rozczarowanie, żal, wstyd czy rozdrażnienie. Jesteśmy w tym mistrzami! Ale ciało wie. Ciało zawsze czuje … Ale!
Ale trzeba pamiętać o tym, że jak nie czujemy tych wszystkich trudnych emocji… to nie czujemy też radości! Koniec kropka. Pisze o tym moja największa inspiracja #brenebrown bodajże w „Darach niedoskonałości” (jak wrócę do domu sprawdzę to, obiecuję …).Jednym z wyników jej badań, które mi osobiście najtrudniej było zaakceptować i wdrożyć, był ten mówiący o tym, że unikając trudnych emocji odbieramy sobie szansę na czucie radości. Że gdy znieczulamy swoje ciało, by nie czuć złości, wstydu czy rozczarowania to oduczamy swoje ciało czuć też radość, błogość, spełnienie … wszystko co piękne w odczuwaniu. Gdy czytałam o tych wynikach byłam w czarnej d%&^^upie emocjonalnej. Szczerze!! Mijał wtedy rok od śmierci mojego Ojca, zmagałam się z diagnozą Syna, byłam przytłoczona opieką nad coraz bardziej schorowanymi dziadkami, nie panowałam nad swoją karierą zawodową, w której robiłam to, czego nie chciałam (zajmowałam się oceną…), czułam smutek spowodowany różnymi trudnymi sytuacjami u moich bliskich … Chciałam czuć radość! Strasznie za nią tęskniłam. Upierałam się na to, by ją czuć! Wtedy powstało #nażyć … ale okazało się, że żebym ją czuć muszę zacząć CZUĆ, ZACZĄĆ K%$!@WA CZUĆ TE WSZYSTKIE OBRZYDLIWE, CZARNE, MROCZNE, TRUDNE EMOCJE których nie chciałam czuć …
Ale jak się pewnie domyślicie poszłam przez ciemność do radości … weszłam w bagno, którego tak mocno unikałam … i przeżyłam.
Nie utopiłam się. Jestem. Czuję.
Czuję radość! Dziś … o tym jak wyglądała droga przez ciemność napiszę innym razem.
A dziś czuję radość!
Nigdy się tak dużo nie śmiałam.
A śmieję się doprawdy dużo i głośno, co może potwierdzić moja cudowna sąsiadka Magdalena
Hmmmmyyy i wiecie co?
Mam wrażenie, że nie tylko ja miałam, miewam (tak!) problem z radością. Nie tylko ja chciałam ją czuć, a nie mogłam. Słyszę o potrzebie większej radości często podczas warsztatów. Często tęsknią za nią moi Klienci coachingowi.
Dlatego też zdecydowałam się, że od czasu do czasu będę pisać Tobie, Wam o radości właśnie – o praktykach, które do niej prowadzą. O warunkach, które jej sprzyjają. O tym co ją odbiera, jej pozbawia … O powiązaniach w jakie radość wchodzi z innymi stanami i emocjami. Ale też o tym, że nie możemy popadać w „terror radości”. Bo co to to nie … O tym też napiszę. Bo jak śpiewa Kuba Badach „nie możemy być cały czas reklamą szczęścia” …
Chcę pisać o radości, bo radość – jako emocja podstawowa – wiąże się wszystkimi czterema obszarami jakimi zawodowo się zajmuję:
• z karierą i spełnieniem zawodowym,
• z przywództwem i byciem autentycznym liderem,
• z rodzicielstwem, w szczególności z rodzicielstwem z spectrum w tle …
• i z Waszym ulubionym #nażyć
Oj tak radość jest wszędzie. Czy raczej potrzebujemy radości w wszystkich obszarach życia. Bez radości nie ma życia.
Kropka.
I już.
Ps. Jeżeli czujesz, że ten post jest wartościowy, a pisanie o radości będzie miało dla Ciebie wartość – daj sygnał, napisz komentarz, puść go w świat. Nie ukrywam, że da mi to dużo radości i poczucia sensu też. Poczucia, że mogę Ci moim pisaniem dać radość