Urodziny

Urodziny

Dziś są moje urodziny!
Towarzyszy mi dziwne uczucie. Bo tak, jak przez większość życia czułam się starsza niż pokazywał pesel, to teraz czuję się młodsza, choć lat obiektywnie przybywa…
Ale dobrze mi z tym!
Dziś czuję wdzięczność za zdrowie! Geny mam takie jakie mam, więc każdy rok w zdrowiu to dla mnie skarb.
Za rodzinę – moich Chłopaków!
I za ludzi, którzy dzwonią i piszą.
Ludzie, Wy moje kropki… jak ja się cieszę, że się wokół mnie łączycie!
Od wczoraj myślę o tym czego sama sobie życzę?
I to wszystko, prawie wszystko jest na tych zdjęciach… Więc czego?

*  zdrowia! To oczywiste!
* radości, jak na zdjęciu w czapeczce. Jeżu ileż ja się śmieję ostatnio!
* miłości! Mężu, Ty wiesz, że „Jesteś lekiem na całe zło!”…
* podróży z moimi Chłopakami. By ciekawość świata prowadziła nas dalej i dalej…
* wrażliwości na świat, uważności na piękno i zachwytu, wiadomo drzwiami! Lubię to w sobie i już.
* i życzę sobie, bym odważnie szła swoją drogą zawodową. Kurka, te wszystkie projekty – małe i duże – to wszystko, co teraz robię jest spójne z moim Ja. Niech to trwa!

I chcę być dla siebie łagodna. 
Życzę sobie zaufania do wszechświata, nadziei i wiary w moje Anioły. Bo wiecie, na tym ostatnim zdjęciu One są! Ja Je widzę!

A wiecie, jak sobie to i Wam!
Zdrówka kochani!
Dzięki, że jesteście

Moja historia

Moja historia

Piętnaście lat temu mieliśmy polecieć w naszą podróż poślubną do Portugalii. Miał to być prezent od mojej Mamy, która w ten sposób chciała wyrazić wdzięczność za to, jak dzielnie opiekowaliśmy się nią, przez długie tygodnie, gdy Ona dzielnie walczyła z kolejną wznową, w Centrum Onkologii. Niestety te tygodnie były ostatnimi tygodniami jej życia. Byliśmy z Nią do końca, ale niestety Mama zmarła na pięć miesięcy przed naszym ślubem.

Moje serce wtedy pękło. Jak się okazało po raz pierwszy…bo życie jeszcze kilka razy dawało mi popalić. Serce pękło całej mojej rodzinie. Czuliśmy się potwornie zagubieni, a ja nie wyobrażałam sobie ślubu bez Niej…

Tymczasem moja Mama, przed śmiercią wszystko zapalanowała tak, by ślub się odbył tak, jakby Ona na nim była.
I na dodatek tak, żebym ja nie mogła go odwołać.
Nie odwołaliśmy ślubu.
Ślub był piękny dzięki wielu wyjątkowym osobom, którym Mama dała instrukcje. Instrukcję tego, o co zadbać, jak mnie, nas wspierać. Tak, była świetną organizatorką!
Wszyscy goście płakali, a potem wszyscy się upili. To znaczy płakali też księża celebrujący mszę, ale oni się nie upili…

Jedyne co zrobiliśmy inaczej, to to, że na podróż poślubną pojechaliśmy do Rewala, nad polskie morze.
Nie do Portugalii.
Nie potrafiłam sobie sama dać tego prezentu.

No i … po 15 latach „dojrzałam” do tego, by zrealizować swoje marzenie. Jesteśmy! Zwiedzamy! Celebrujemy! Świętujemy 💛

Dlatego te wakacje są w Portugalii. Dlatego tyle w nas radości. Dlatego tyle wzruszeń.
Mam poczucie, że zamykam jakiś rozdział i jednocześnie otwieram kolejny.
Mój, nasz, taki nasz i pełen #nażyć!
Nazywamy ten wyjazd „zaległą podróżą poślubną” 💛 Zaległą i z naszymi Chłopakami!

Wierzę, że Mama, że Rodzice, bo są gdzieś tam razem, widzą swoją Córę uśmiechniętą, kochaną, spełnioną.
Ta myśl mi bardzo mocno towarzyszy….

A MY?
Dziś świętujemy naszą rocznicę.
Dziś świętujemy kolejny rok razem.
Świętujemy #miłość, #radość#zaufanie.
Świętujemy siłę, jaką sobie dajemy przez te wszystkie lata.

A o czym jest ta historia, którą tu w Portugalii piszę?
Na pewno o miłości, bo jednak 15 lat małżeństwa, 20 lat związku to jest powód do dumy…
O tym, by sięgać po marzenia „mimo wszystko”.
O tym, by dawać sobie kolejną szansę. Szansę na szczęście, na spełnienie, na zaufanie „że wszystko będzie dobrze”…
I o tym, by samemu robić sobie prezenty. Tak po prostu… Ciągle się tego uczę. To co wydarzyło się 15 lat temu zamroziło mnie w tym obszarze. Niestety…

A może ta historia jest i o tym, że może nie powinnam była czekać aż 15 lat…
Może wcześniej powinnam była „pozwolić sobie” na ten wyjazd?
Tego nie wiem i chyba już nie chcę rozkminiać.
Chcę cieszyć się tym, co jest teraz i patrzeć w przyszłość.
Chcę być wdzięczna za to, że udało mi się poskładać, posklejać moje pęknięte serce, by czuć to wszystko, co czuję dziś.
Przede wszystkim czuć radość 💛

Ps. Wiecie, że mam w domu przewodnik, który dostałam w prezencie od ówczesnej przyjaciółki, gdy dowiedziała się o naszej podróży poślubnej… Jest w nim data 2004 rok. Teraz kupiłam sobie nowy, aktualny przewodnik, ale tamtego nigdy nie wyrzucę.

Musimy pożegnać siebie

Musimy pożegnać siebie

Dziś bardzo mocno jestem z tą myślą.
Dziś bardzo mocno się żegnam, wku%$#@$wiam się i żegnam z tym, życiem jakie zaplanowałam na ten tydzień …
Tak po ludzku … Bardzo po ludzku.
Zapytacie dlaczego?

Cały wpis dostępny na facebook:

https://www.facebook.com/ManufakturaRozwoju/photos/a.342421989226115/1436587303142906/?type=3&theater

#nażyć się … ależ to trudne!

#nażyć się … ależ to trudne!

Wszyscy jesteśmy magicznie połączeni w tym, że chcemy mieć dobre, piękne życie.

Chcemy być zadowoleni, czuć radość i przyjemność każdego dnia. 

Chcemy czuć sens, mieć poczucie że skupiamy się na tym co ważne. 

Chcemy świadomie wybierać, podążać za swoimi wartościami. 

Chcemy czuć harmonię między różnymi sferami życia, pracą, obowiązkami. 

Chcemy czuć się ważni, zauważani w relacjach, w związkach które tworzymy. 

W tych potrzebach jesteśmy bardzo podobni, niemal identyczni, niesamowicie zbliżeni. 

Słyszę to z ust moich Klientów. 

Słyszę na warsztatach. 

Czytam o tym książkach.

Bardzo mądrych książkach, pisanych w bardzo różnych nurtach.

Dlaczego więc tak bardzo codzienność nas przytłacza?

Dlaczego w bieżące życie tak bardzo o tym wszystkim, co ważne, czego chcemy … zapominamy?

Dlaczego obowiązki, oczekiwania, roszczenia tak bardzo nas pętają, że dzień kończymy z poczuciem niedosytu, pogubienia, często porażki?

Niezadowolenia, smutku, że znów nie wyszło …

Dlaczego?

Dlatego, że bardzo często nasze „chcę”, nie łączy się z „jak?”.

Dlatego, że za rzadko myślimy o tym, „jakie zmiany chcemy wprowadzić, by stać się tym kim chcemy być?”…. „Co powinniśmy w sobie zmienić, by żyć tak jak chcemy żyć?”.

Dlatego, że brakuje nam zaangażowania. A powiedziałabym też poczucia odpowiedzialności, by dać sobie to czego potrzebujemy. … czego nam tak bardzo brakuje. Za czym tęsknimy.

Często brakuje nam też odwagi, by wybierać to co zgodne z naszym JA, bo boimy się oceny, odrzucenia innych … Ech … To wszystko jest bardzo „tjudne”, jak mawiał kiedyś mój Sym.

Ja mam ochotę co jakiś czas krzyczeć …
f@%&k, ależ to trudne!
Hmmmyyy …..

W tym też jesteśmy magicznie połączeni. W tym też jesteśmy bardzo podobni. Wszystkim nam zdarza się gubić drogę do krainy „chcę”. Ja też jestem ludziem, mam chwile mocy i chwile totalnej słabości. Wiem. Bardzo dobrze wiem, jak bardzo drażni, męczy i niepokoi szukanie odpowiedzi na wspomniane pytania:
„Jakie zmiany chcemy wprowadzić, by stać się tym kim chcemy być?” ….
„Co powinniśmy w sobie zmienić, by żyć tak jak chcemy żyć?”.
Ale też wiem, że w tych pytaniach zawarte są wskazówki, do trwałej zmiany swojego życia. Wiem, że #nażyć to codzienna praktyka i codzienne wybory …
.
.
.
Dlatego promując ideę #nażyć, promuję też warsztaty.

Nie chcę tylko gadać o #nażyć i tylko naklejać gdzie popadnie żółte naklejki.

Chcę zapraszać do zmiany, do świadomego podążania za #nażyć. Do praktykowania #nażyć… Dzielić się tym, co działa, a co nie…
Najbliższe warsztaty już 10 czerwca. W niedzielę, całodniowe. 
Kolejne pewnie po wakacjach, ale termin nie znany.
Chodź!
Będzie fajnie! Grupa już prawie się zebrała.
Ostatnie miejsca czekają 
Zapraszam!
W przypadku pytań pisz śmiało. A link do wydarzenia znajdziesz TU, w aktualnościach.

#nażyć i liście

#nażyć i liście

Dziś dzień zatrzymania, zadumy, refleksji…
Dla mnie inny niż do tej pory. Od śmierci mojej Mamy, w 2004 roku, nie byłam w to Święto na jej grobie chyba tylko raz, gdy urodził się mój Roszek. Tak wypadło, że miał wtedy 2 tygodnie. Dziś też nie pojechałam, ani do niej, ani do Ojca, ani do Dziadków, którzy odeszli oboje rok temu… Wybrałam siebie. Po raz pierwszy od dawna pomyślałam o sobie… 
Dziwnie jakoś. 
Wybrałam oddech, bo przez ostatnie dni byłam niesamowicie zmęczona. Myślę dziś o Nich wszystkich przez cały dzień. Wspominam, przytulam w myślach. Ale świeczkę zapalę dopiero za 10 dni… 

Poszłam też dziś na długi, samotny spacer do lasu. Spojrzałam w niebo, na drzewa… i zobaczyłam moje #nażyć. Przyszła mi do głowy ta myśl…

Przyszło mi do głowy słowo „integracja”.
Integracja tego co żółte, radosne, świetliste i żywe. Integracja tego co trudne, suche, brunatne, umierające… i wiecie co? Poczułam spokój.
Poczułam integrację. Poczułam, że o to k$%^@wa w życiu chodzi!
Coraz bardziej czuję, że różne emocje się u mnie, we mnie układają… Czuję, że w życiu robi mi się miejsce na „to i na to”. Nie chcę żyć bez żółtych liści, ale też nie chcę udawać, że tylko one „uśmiechają się” do mnie. Nie chcę też tylko zanurzać się w tych szarych, brunatnych, gnijących… nie dając sobie prawa do radości, oddechu… szczęścia.
Myślę, że w życiu jest miejsce na „każde liście”. Wszystko się zmieści, trzeba mieć tylko odwagę to zintegrować…
Wierzę w to…
Będę się tego trzymać …

I myślę, te zbliżanie się do integracji „pozwoliło” mi zostać dziś w domu i skupić się na sobie, na najbliższych, na tym co żywe wokół mnie…

PS. Wiem, trochę to wszystko pokręcone. Za dużo liści, za dużo przeskoków myśli i znaczeń, ale dziś taki dzień, daję sobie do tego prawo 

Easysoftonic