Nie chcę być najlepsza!

I jest mi z tym za#$^@**cie!!

Mogę o tym mówić wszędzie. Wszystkim!

Mogę to wykrzyczeć. I mogę się pod tym podpisać!! Co też czynię …

Pewnie mi nie uwierzysz? Ale tak jest! Przysięgam na zdrowie moich Chłopaków, a to dla mnie największa świętość. Nie chcę być najlepsza. Jak JA, Marta Iwanowska – Polkowska, nie chcę być najlepsza!!! Aaaaa nie chcę i już!!

Ale lubię taka bywać. Czasem mi się to zdarza. Czasem, ale jak to się mówi „przy okazji”. Nie jest „to” moim celem, by najlepszą być. To co jest moim celem? – pewnie pojawia Ci się takie pytanie.

Taaaadaaaaam!

Moim celem jest.

Moim celem jest wykonywać swoją pracę jak najlepiej.

Po prostu chcę robić swoją robotę „najlepiej jak się da”. Z zaangażowaniem. Z uwagą. Z miłością. Z odwagą. Z świadomością. Dając innym to, co we mnie najlepsze – wiedzę, doświadczenie, energię, perspektywę, towarzyszenie. Tyle! O to mi chodzi. Chcę działać „najlepiej jak potrafię” i mi zdrowie pozwala. Te psychiczne i te fizyczne …

A to, że przypadkiem uda mi się być najlepszą, jest miłym dodatkiem. Wisienką na torcie, bez której tort i tak smakuje pysznie. Jest najpyszniejszy na świecie! Wisienką, która trwa. Mija i bez niej jest mi nadal bardzo, bardzo dobrze…

Czym różni się cel, „chcę być najlepsza”? Od celu „chcę robić swoją robotę najlepiej jak się da”!?

Gdy Twoim celem jest to, by być najlepszą, najlepszym – to wynik traktujesz zero-jedynkowo. I?

Albo jesteś najlepsza. Albo nie. Krótko. Konkretnie i na temat. Co oznacza, że prawdopodobieństwo satysfakcji z osiąganego rezultatu jest mniejsze. Ograniczone. Czasem bardzo, bardzo małe … szczególnie „jak ścigasz” się np. z 1500 coachami w Polsce. Jak mawiała moja Mama „rybka, albo pipka”. Prosty wybór. Albo wygrywasz – albo jesteś jedyną, czy jedynym, który wygrywa. Ale jesteś na dnie. Jesteś „resztą”, a bycie „resztą” Ciebie, przy tak zdefiniowanym celu przecież „nie interesuje” … Oczywiście jak okazuje się, że jesteś najlepsza, najlepszy jest zajebiście. Ale gdy nie. To k$%$^wa jest słabo. Boli. Oj boli. Bardzo, bardzo, boli!! Co więcej, tak postawionemu celu towarzyszy ogromne napięcie, napinka, spinka – bo albo przegrasz jak wszyscy, albo wygrasz i będziesz tą jedyną albo jedynym. Co więcej, w tak postawionym jest jeszcze jeden haczyk. Skupiając się na „byciu najlepszą”, za bardzo koncentrujesz się na konkurencji jednocześnie, nie mając na nią wpływu. No bo jaki masz wpływ na innych? Słaby. Uwierz mi. W tak postawionym celu uzależniasz swoją satysfakcję od innych. Ich zachowania, ich poziomu, ich motywacji i ich wyników. Bo jesteś najlepsza, najlepszy tylko jeżeli inni są gorsi. Ba, wszyscy muszą być wtedy gorsi! A co jeżeli nie wiesz z kim stajesz w szranki? A co jeżeli inni okażą się lepsi? Bo się okażą. Ha!! Zawsze będzie ktoś lepszy. Jak nie w Piasecznie, to Warszawie. Jak nie w Warszawie, to w Krakowie … Warto się z tym pogodzić, albo będzie się marudzić do końca życia. W tak postawionym celu ciągle mierzysz się z kimś. Ciągle chcesz pokazać swoją przewagę. Często za wszelką cenę. Za cenę swojego zdrowia psychicznego (stres), bądź fizycznego (stres!!). Za cenę emocji i relacji, bo zjada Ciebie frustracja i niechęć, zawiść do tych innych.  Bądź kosztem etyki i łamania zasada. Bo „jakoś” trzeba być tym najlepszym, czyli lepszym od innych …Polecam bajki „Samoloty”, czy „Auta”? O tym one są!

A co fajnego, pociągającego, „lepszego” jest w celu „chcę wykonywać swoją robotę najlepiej jak potrafię”?

Realizując tak postawiony cel skupiasz się na sobie, na swoim działaniu i swojej skuteczności. Skupiasz się na tym, by wykonywać swoją robotę „jak najlepiej” i po prostu mierzysz się z sobą – z swoimi umiejętnościami, wiedzą, doświadczeniem, emocjami. Jak Ci wyjdzie – jest super! Jak przy okazji wyjdzie najlepiej, ciut lepiej niż innym – też super. Tu masz wspomnianą „wisienkę na torcie”. Jak tym razem wyjdzie gorzej, frustracja jest mniejsza, ale przynajmniej wiesz do kogo mieć pretensje. Do siebie! Z kim się mierzyć. Z sobą! Co udoskonalać! Siebie! Tak postawiony cel sprawia, że zamiast osiągać cele i pozycje w rankingu skupiasz się na sobie, swoim potencja i świadomości swoich działań. W takim podejściu jest po prostu więcej zabawy. I! I? Więcej radości z tego, że swoją najlepszą robotą możesz coś dać innym. W moim przypadku wspierać, pomagać, inspirować, pocieszać, rozśmieszać. Po prostu towarzyszyć.  A przez to, że robisz swoją „najlepszą robotę” z frajdą i spełnieniem, to ludzie chcą z tego korzystać. Lubią to! Lubią Ciebie! Co więcej chcą Ci często pomóc, jak potknie Ci się noga, bądź popełnisz błąd, do którego masz prawo. Dlaczego ? Bo w takim działaniu jesteś ludzki, ludzka, prawdziwa, prawdziwy. Dlaczego, bo przy tak postawionym celu nie ma zawiści, rywalizacji, wspomnianej napinki. Dookoła osoby, tak stawiającej sobie cele, rozchodzi się, unosi się tzw. „dobra energia”. A brakuje tego troszkę w poprzednim podejściu … I wiesz co? Założę się, że z takim podejściem do celów, masz statystycznie więcej okazji do dumy, zadowolenia, niż w tym pierwszym. Serio!! Warto spróbować …

I wiesz co?

Marzy mi się, by więcej ludzi umiało, dało sobie prawo. Dało sobie przyzwolenie, bo często o przyzwolenie tu chodzi, by po prostu „chcieć wykonywać swoją robotę jak najlepiej”. Bez napinki, bez rywalizacji, bez skupiania się na tym, by być tym jednym, czy jedyną na tym malutkim podium. Mam wrażenie, że dzięki temu wokół byłoby więcej uśmiechu. I więcej spokoju …

I wiesz co?

Nieprawdą jest, że się nie da iść tą nazwijmy „moją drogą”. Nieprawdą jest, że w sporcie, w sprzedaży, w biznesie trzeba rywalizować i walka o miano najlepszego jest jedynym sposobem, by osiągnąć sportowy, czy zawodowy sukces. A wiecie dlaczego tak sądzę? Bo przykładem jest dla mnie Mistrz nad Mistrzami, czyli Adam Małysz, który zawsze przed skokiem mawiał „tak chcę oddać bardzo dobry skok”, a nigdy nie mawiał „będę najlepszy”, czy „stanę na podium” a tym bardziej „pokonam, tego i tamtego”. Zawsze chodziło Mu, by oddać jak najlepszy skok. I co wygrał przy okazji? Tak! A czy poradził sobie z gorszym sezonem? Tak! A czy poradził sobie z odrzuceniem fanów? Tak!

I wiesz co?

Piszę ten wpis dziś, by zdążyć przed końcem wakacji i rozpoczęciem „cudownego” Roku Szkolnego. Marzy mi się, by wszyscy Rodzice, którzy czytają ten wpis, w poniedziałek powiedzieli do swoich pociech:

  • Kochanie rób swoje najlepiej jak potrafisz!

  • Wierzę w ciebie w Twoje zaangażowanie i Twoją wiedzę!!

  • Jesteś najlepszy jaki jesteś, nie musisz się ścigać z nikim!

  • Jesteś najlepszy, bo jesteś!! I kocham Cię jak nie wiem co!

  • Ciesz się z tego jak działasz, bo wierzę że chcesz robić dobrze! Najlepiej jak potrafisz!!

  • I każdy ma prawo do gorszego dnia, pomyłki, błędu. TY też! Ja też!

  • Ja nie chcę być najlepszym Rodzicem w szkole, w Polsce, na świecie. Chcę być dla Ciebie najlepszą Mamą, najlepszym Tatą. Czasem mi to wyjdzie. Czasem nie. Ale tak jest. Pamiętaj staram się strasznie, ale jestem tylko człowiekiem …

I wiesz co ?

Dzień, w którym odkryłam, że „nie muszę być najlepsza”. Dzień w którym odkryłam, że „nie chcę być najlepsza” – że „jest mi najlepiej jak po prostu robię swoją robotę najlepiej jak potrafię” –  był jednym z najfajniejszych dni w moim życiu. Kto wie, może to był moment w którym uwolniły się moje najlepsze strony, najlepsze talenty? Na pewno był to moment wielkiej radości, wielkiego spokoju i wielkiego uff!!

Polecam ten stan #jakniewiemco!! Spróbuj!! A dowiesz się czym jest autentyczność. Bycie sobą. Bez rywalizowania. Bez porównywania. A to ku$##%wa strasznie fajny stan. A o tym będzie kolejny wpis 🙂

 


A od „tego”, od tej rozmowy dziś rano zaczął się ten wpis:

Mąż powiedział mi: „Żaba, wiesz że w biznesie gołe stopy nie uchodzą…?”
Ja: „Misiek, a wiesz że ja nie znoszę zakrytych butów w lato? Albo mnie pokochają taką jaką jestem, albo się nie dogadamy…!”

***

… bo, jakby zależałoby mi by być najlepszą, założyłabym zakryte szpilki, a nawet takie mam …

A spotkanie poszło mi za#$^@**cie …

Easysoftonic