Już kilka tygodni temu na fejsbook’u mignęła mi pewna sentencja. Nawet nie pamiętam kto ją udostępnił. Nawet nie wiedziałam, czy ją dobrze zapamiętałam. Ale jednak na tyle utkwiła mi w pamięci, że finalnie ją znalazłam w googlach.

Oto ona …

Utkwiła mi w głowie, bo przeczytałam ją mężowi. Jechaliśmy w nocy samochodem i by nie zasnąć, poruszaliśmy różne dziwne tematy. O tej myśli zaczęliśmy rozmawiać.

  • Ja po przeczytaniu tej sentencji powiedziałam – „jakie to smutne…”
  • Mój mąż dodał „zmień przyjaciół. Gdyby ktoś mi coś takiego powiedział, bym odparł … zmień przyjaciół. Po co otaczać się takimi osobami”

I jak tu się z moim mężem nie zgodzić. Ma rację chłop!! Jak zazwyczaj 🙂 Według niego … Ten kto ma przyjaciół > przyjaciół, których jego problemy nie interesują, bądź takich, którzy się z problemów danej osoby cieszą … ma problem!! Ma fatalnych przyjaciół i powinien szybko poszukać innych!!

Ja, nie wyobrażam sobie, nie mieć wokół siebie ludzi. Nie mieć bliskich, którzy mnie nie wysłuchają. Nie wyobrażam sobie mieć wokół ludzi, którzy nie otoczą mnie troską, gdy będę tego potrzebować.

  • Czy się kiedyś na kimś zawiodłam? > Tak.
  • Czy kiedyś ktoś śmiał się z moich problemów? > Tak.

W ciągu moich trzydziestu kilku lat były takie osoby … ale to to tylko garstka, w porównaniu do armii tych, których moje problemy obchodziły na tyle, by być przy mnie. By doradzić, by pomóc. Mimo, że kilka razy w życiu się sparzyłam to nigdy. Przenigdy nie powiem, że nie warto mówić ludziom o swoich problemach – bo warto!! Bo trzeba!! Bo to daje bezpieczeństwo i wsparcie. Ale czasem też daje otrzeźwienie, zmianę perspektywy, prowadzi do ciężkich i trudnych przemyśleń … które po czasie można przekuć na działanie.

Jakiś czas temu na moim drugim blogu pisałam o smutku … o tu, o tu. Pisałam wtedy o tym, że „kiedy jest nam źle i pokazuje się smutek, to przychodzą do nas ludzie. Przychodzą Ci, na których można liczyć.” Ja w to wierzę. Trzeba mówić innym o swoich problemach…

Ale z tą sentencją łączy mi się jeszcze jedno skojarzenie.

I ono jest chyba ważniejsze od poprzednich … A mianowicie. Czasem po prostu nie mamy zaufania do ludzi. I nawet jak nasi bliscy chcą dla nas dobrze, to my ich wsparcie odrzucamy.

Tak. Odrzucamy.

Zakładając, że albo ich nasze problemy nie obchodzą, albo obchodzą, by się z nich tylko śmiać. Brak zaufania do innych i życie w przekonaniu, że inni chcą dla nas źle, jest chyba nawet smutniejsze, niż bycie otoczonym przez mniej życzliwe osoby. Dlaczego?

Bo mniej życzliwe osoby łatwo zmienić, gdy się zorientujemy, że są dla nas mniej życzliwe. …

Ale, gdy to my jesteśmy mniej życzliwi dla siebie samych. Gdy nasze zaufanie do innych jest bliskie 0%. A obawy wobec innych, podejrzliwość, wieczne zakładanie złych intencji wobec nas góruje pod 100 %….

To trzeba coś z tym zrobić … i iść na terapię. Zacząć proces zmian swoich przekonań. No dobra nie zawsze terapia jest potrzebna.

ale..

Nie powinno się, żyć w takich przekonaniach. Z takimi przekonaniami. Wieczna podejrzliwość wobec innych wyniszcza. Co więcej. Z przyjaciół robi nam wrogów. Bo przyjaciel to osoba, która nas wspiera, która dodaje sił, otacza bezpieczeństwem. Ale też to osoba, która czasem zwróci nam uwagę. Udzieli informacji zwrotnej. Skonfrontuje z błędami, które popełniamy, bądź w które się pakujemy – i to nie dlatego, że chce dla nas źle. To dlatego, że chce dla nas dobrze! Tak! Dobrze. Chce nam pomóc. I często pomaga mówiąc prawdę. Prawdę nawet, dla nas niewygodną.

Dlaczego dziś przypomniałam sobie tą sytuację?

Dziś na swoim prywatnym profilu na FB opublikowałam ważną dla mnie informację o moim zdrowie. Spokojnie wszystko u mnie OK 🙂 Ale był strach. I tym strachem dzieliłam się z innymi. Pierwszy raz tak publicznie. Pierwszy raz tak autentycznie i szczerze. O swoich obawach napisałam dwukrotnie – dziś i kilka tygodni temu.

I co?

Dostałam dużo ciepła, dużo pozytywnych komentarzy. Wiele osób napisało do mnie na prive. Inni napisali sms’y. Trzymali kciuki. Zaczepiali. Zagadywali. Pytali.

Nikt nie zażartował.

I choć wpis, był dość kobiecy. To reagowali także mężczyźni.

Nikt się nie zaśmiał.

Same pozytywne reakcje.

A ja?

Ja się czuję wspaniale, że ujawniłam ludziom swój problem. Nie wszystkim się dzielę. Bo bardzo, informacje o sobie, selekcjonuję …. Ekshibicjonizm jest mi jeszcze daleki. Czuję się dobrze, bo wiem, że mam na kogo liczyć. W sytuacji trudności, ktoś pomoże.

I jak mawia mój mąż patrząc na szum na moim profilu na FB

„Żaba… nie zginiemy. Tyle ludzi za tobą stoi. Chce dla Ciebie dobrze”.

 

Dlatego już więcej nie napiszę. Wnioski dodajcie sobie sami.

Zacytuję tylko „moją Gabrysię” ….

Easysoftonic