Dziś dzień zatrzymania, zadumy, refleksji…
Dla mnie inny niż do tej pory. Od śmierci mojej Mamy, w 2004 roku, nie byłam w to Święto na jej grobie chyba tylko raz, gdy urodził się mój Roszek. Tak wypadło, że miał wtedy 2 tygodnie. Dziś też nie pojechałam, ani do niej, ani do Ojca, ani do Dziadków, którzy odeszli oboje rok temu… Wybrałam siebie. Po raz pierwszy od dawna pomyślałam o sobie… 
Dziwnie jakoś. 
Wybrałam oddech, bo przez ostatnie dni byłam niesamowicie zmęczona. Myślę dziś o Nich wszystkich przez cały dzień. Wspominam, przytulam w myślach. Ale świeczkę zapalę dopiero za 10 dni… 

Poszłam też dziś na długi, samotny spacer do lasu. Spojrzałam w niebo, na drzewa… i zobaczyłam moje #nażyć. Przyszła mi do głowy ta myśl…

Przyszło mi do głowy słowo „integracja”.
Integracja tego co żółte, radosne, świetliste i żywe. Integracja tego co trudne, suche, brunatne, umierające… i wiecie co? Poczułam spokój.
Poczułam integrację. Poczułam, że o to k$%^@wa w życiu chodzi!
Coraz bardziej czuję, że różne emocje się u mnie, we mnie układają… Czuję, że w życiu robi mi się miejsce na „to i na to”. Nie chcę żyć bez żółtych liści, ale też nie chcę udawać, że tylko one „uśmiechają się” do mnie. Nie chcę też tylko zanurzać się w tych szarych, brunatnych, gnijących… nie dając sobie prawa do radości, oddechu… szczęścia.
Myślę, że w życiu jest miejsce na „każde liście”. Wszystko się zmieści, trzeba mieć tylko odwagę to zintegrować…
Wierzę w to…
Będę się tego trzymać …

I myślę, te zbliżanie się do integracji „pozwoliło” mi zostać dziś w domu i skupić się na sobie, na najbliższych, na tym co żywe wokół mnie…

PS. Wiem, trochę to wszystko pokręcone. Za dużo liści, za dużo przeskoków myśli i znaczeń, ale dziś taki dzień, daję sobie do tego prawo 

Easysoftonic