Dziś będzie opowieść życiem inspirowana. Gdy nasz Starszy był maluchem spędzał dużo czasu na podwórku ze swoim sąsiadem Igim. A ja spędzałam czas z jego uroczą Babcią i Młodszym brykającym w wózeczku. BTW… dobrze, że ten czas ma już „czas przeszły”.
Ale wracając do historii, pamiętam jak chłopcy uczyli się jeździć na rowerkach biegowych i babcia Igiego nieustannie wołała do nich „powolutku!Tylko powolutku chłopcy!”. Oni zawsze grzecznie przytakiwali i pędzili dalej. Pewnego razu przyłapałam ich jak w ukryciu, przy huśtawce, zadawali sobie filozoficzne pytanie „a co to znaczy powolutku?”. Kompletnie nie wiedzieli, co to określenie oznacza. Starali się jak mogli, a wychodziło jak zwykle. Szybko i z obdartymi kolanami. Do dziś mnie to rozczula.
Wracam do ich filozoficznych pytań, bo uświadamiam sobie, że i ja nie wiem, co to znaczy „powolutku”. Gdy pytacie mnie czy wracam do zdrowia, czy zdrowieję, to najczęściej odpowiadam, że „wracam powolutku”. Ale ilekroć wypowiadam, czy wystukuję te słowo na klawiaturze, to łapię się na tym, że kompletnie nie rozumiem, nie przyjmuję, nie uznaję jego znaczenia.
Tak jakby pochodziło z innego języka. Moim językiem było zawsze „szybko, spontanicznie, żwawo i żywo”. Chodziłam, mówiłam, pisałam szybko. Potrafiłam gotować trzy potrawy na raz. Prowadzić auto, jeść kanapkę i wbijać GPS. I rozmawiać przez telefon🙈
Dziś wszystko jest wolniej.
Dziś wszystko jest w swoim tempie.
Dziś krok do przodu równa się czasem krok do tyłu. Albo dwa.
Rekonwalescencja rządzi się swoimi prawami przed, którymi rozum chce się buntować. Mój rozum podpowiada rytm, narastające tempo i spektakularny postęp. Rozum oczekuje efektów. Chce sprawdzać i kontrolować.
Surowo ocenia.
A dziś uczę się słuchać ciała, które chce spokoju, płynności, uważności, czułości … i chce powolutku. Rekonwalescencja to czas ciała i serca. Bo i emocje potrzebują czasu, czasem ogarnia się je powolutku.
Dziś uczę się po kolei.
Uczę się „jak nie dziś, to jutro”.
I łapię się, że czasem robienie uników mojej wewnętrznej surowości zabiera więcej energii niż unikanie bólu. Uff! Ból słabnie. Surowość uparcie trzyma poziom, niestety…
📸 przed-operacyjne, by Mąż.