A wiecie, że straszny „strachacz” ze mnie? Nie zawsze tak było, ale odkąd zostałam Mamą i straciłam rodziców bardzo boję się o fizyczne bezpieczeństwo. Boję się różnych rzeczy, ale najbardziej wypadków, złamań i takich tam…
A to, że nasz starszy Syn przez kilka lat był bardzo strachliwy tylko zwiększało moje strachy na lachy.
Często z Mężem żartowaliśmy, że jesteśmy „ochraniarzami Prezydenta”, bo ciągle musieliśmy patrzeć, obserwować i sprawdzać czego obawiać się może nasz Syn.
Ale dzieci rosną i ja dojrzewam.
Synowi duuużo strachów dawno przeszło, gorzej ze mną…
Ale wczoraj zrobiłam dwie nowe rzeczy!
Dwie, których się bałam…
Po pierwsze skoczyłam do oceanu z łódki. Do bardzo zimnego oceanu. A łódka stała na kotwicy, daleko od brzegu i wśród skał. Tak! Nie miałam gruntu!
Po drugie pływaliśmy pontononem w jaskini, takim pontonem motorówką i był wiatr i bujało i pryskało… A potem trzeba było wysiąść z tej motorówki na plaży i tu też bujało…
I żyję!
JEST PIĘKNIE! #nażywamsię!