Wdzięczność to praktyka, która niby sprawia, że stajemy się szczęśliwi. Podkreślam te „niby”, bo droczyłam się z nią jak nie wiem co. Jak pisze Brene Brown, „to nie ludzie szczęśliwi praktykują wdzięczność, tylko ci którzy ją praktykują stają się szczęśliwsi”. Ech….rilly?? myślałam do niedawna, choć ścieżką wytyczoną przez Brene idę już chyba z trzy … Ciągle powątpiewałam w moc wdzięczności uparcie twierdząc że, „a niby jak tkliwe wzdychanie do tego co dziś mam, do tego co mi dziś wyszło ma mi dać szczęście”.
Ale w grudniu coś we mnie pękło. Zadziałało. Zaskoczyło, że zobaczyłam, a raczej doświadczyłam moc „wdzięczności” na swojej skórze, czy raczej w swoim ciele, sercu. Nie opowiem Wam o grudniu. Opowiem Wam o dziś.
Widzicie te zdjęcie?
To moi Synowie przyłapani na wspólnym czytaniu, pod jednym kocem gdy wieczorem wróciłam do domu. Zostali sami na godzinę. Ja musiałam coś załatwić. Mąż tak jakby w pracy. Przez tę godzinę zadzwonili do mnie trzy razy. Pierwszy, by powiedzieć, że zgodnie z umowa przestają grać na PS. Drugi, by zapytać czy mogą płatki. Trzeci, czy mogą czekoladowe
Wdzięczność to praktyka, która sprawiła, że zobaczyłam ich takich zaczytanych, że zatrzymałam się w pędzie pomiędzy kolacją a sprawami do ogarnięcia na wieczór. Wdzięczność to praktyka, która zaprowadziła mnie do krainy spokoju i doceniania ich, choć cały dzień należał do kiepskich, niefajnych, idealnych do zapomnienia. Wdzięczność zachęciła do docenienia, a nie ponaglenia, choć o 20stej, po całym dniu zmagań mogłam być bardziej Matką Dyktatorką, niż Matką Przytulającą ….
Bo? Bo wdzięczność to praktyka, która pozwala nam rzucić światło uwagi na to co mamy, odwracając na chwilę wzrok od tego czego nam brakuje, albo co nas złości. I nie chodzi w niej o to, by zaprzeczać przeżywanym emocjom i udawać, że ich nie ma. Dla nich też trzeba być uważnym – ale to inna praktyka, o niej napiszę innym razem. Wdzięczność zachęca, by odwrócić wzrok i spojrzeć na to co jest, bo to zmniejsza lęk, zmniejsza poczucie dyskomfortu związanego z brakiem.
A chcę byście widzieli i to jest warte podkreślenia, że dziś mając tak wiele, mamy jednocześnie okropną i wręcz automatyczną tendencję, by czuć lęk, niepokój, niepewność związaną z tym, że czegoś nam brakuje, albo że my jesteśmy niewystarczająco dobrzy – więc nam czegoś brakuje. Bardzo krótka, króciutka ścieżka prowadzi nas więc w ciemną uliczkę mroku, smutku, strachu, złości, niezadowolenia, niedocenienia … Ech. Znów ech ….
Dlaczego tak się dzieje? Bo z jednej strony bombardują nas tysiące informacji o tym co powinniśmy, jak powinniśmy i dlaczego powinniśmy. Nasz mózg zasypywany tymi informacjami poddaje się ocenie, krytycyzmowi, niezadowoleniu. Przesiąka tą trucizną, zaczyna się nią karmić … Z drugiej, bo pędzimy, bo jesteśmy przemęczeni, bo żyjemy pod presją … i jak pisała Szymborska „krótkimi zdaniami i mniej dokładnie” nie dając sobie przestrzeni ani na załadowanie baterii, ani na doświadczanie radości, o spokoju nie wspomnę.
I tu wracam znów do wdzięczności, bo wdzięczność leży na półce emocji i stanów tuż obok radości. Bo wdzięczność pozwala nam się cieszyć, radować, celebrować zaspokajane potrzeby. Ale przede wszystkim przypomina o tym, by je zauważyć.
Więc dziś kończę dzień z wdzięcznością! Za?
:: za moich chłopców – ich miłość i relację jaką się darzą. I za to, że słowa Starszego „Spoko, zaufaj mi” wypowiadane przez niego, gdy zostają sami w domu – wypowiadane są z pełną powagą i świadomością …
:: znów za nich, za to że odrabiali dziś pracę domową na korytarzu Medicover, gdy ja miałam leczony ząb (rozwinę ten wątek za moment),
:: za słońce, za wiosnę, za zapach ciepła,
:: za cudowną sesję z pewną wrażliwą Klientką,
:: za obiad w Zaścianku, który ratuje życie, gdy kuchnia pusta …
:: za życzliwość nauczycieli w szkole,
:: za zgłoszenia na moje warsztaty dla rodziców,
:: za rozmowę z mężem, który powiedział zdanie stawiające mnie do pionu „Żaba! Żebyśmy tylko takie problemy mieli”.
Myślicie pewnie … tkliwe to?
Myślicie pewnie … za „co” ta wdzięczność?
Pytacie pewniej, czy rzeczywiście dzięki temu czuję się dziś lepiej?
Tak. Tak. I jeszcze raz tak!
O niebo!
To dla równowagi napiszę, że wierzcie mi!! miałam dziś wiele powodów do niepokoju, smutku, zagubienia, frustracji, złości i strachu.
A o to część z nich:
– zaspaliśmy, więc poranek nie należał do miłych i prostych,
– jedna sesja została odwołana przez Klienta, w ostatniej chwili … Nie lubię tego bardzo…
– wymazałam sobie bluzkę fluidem, tuż przed wyjściem, pędząc na sesję. A Mąż będąc w Poznaniu nie mógł mi szybko wyprasować nowej. Ja nie prasuję
– złamałam ząb!! Taaaak złamałam ząb!! Złamałam ząb!! Ząb w trakcie poważnego (i drogiego!!!) leczenia!
– byłam „na szybko” u dentysty, po szkole, nagle z dwójką dzieci i zamiast kupić sobie torebkę, kupiłam sobie plombę. Nie chcę wracać już do tych emocji.
– kuchnia odnotowała „brak obiadu” ,
– i jeeeszcze była dziś kupa lekcji do zrobienia, taaaak po jednym dniu szkoły!!
Także ten, rachunek zysków i strat wyszedł mi na plus.
Także ten, wdzięczność uratowała mi dziś życie.
Pokazała światło, wyciszyła demony, podpowiedziała, jaką drogą iść w chwilach zwątpienia.
Dodała siły, by doceniać ten dzień, a nie go przekreślać.
Sprawiła, że kończę dzień z spokojem a nie wk%$^^wem, a wierzcie mi był moment, że dotykałam już mrocznych drzwi tego okrutnego stanu.
I tego Wam życzę!
Za co Ty dziś możesz być wdzięczna?
Wdzięczny?
I proszę zostaw komentarz, bo będzie to oznaczało, że doczytałaś / eś do końca
Ten wpis na pojawił się na fejsbuku i tam zdobył wiele pięknych komentarzy. Zapraszam, by dać im uwagę. Warto!! Link TU.