Wczoraj jedna z Was napisała mi, że dodaję Wam sił tym, że pokazuję i swoją siłę i swoją bezsilność.
I mocno mnie to zatrzymało.
To ważne dla mnie słowa.
Ważne, bo rzeczywiście chcę oswajać bezsilność. Chcę, choć jest to dla mnie chole***rnie trudne, bo byłam wychowana do siły, do dzielności, do forsowania, do zaciskania zębów i wytrzymywania. Wiem, że Wy często też …
Bliższe nam było siłowanie się z bezsilnością niż akceptowanie jej i po prostu przeczekiwanie.
Bo ona mija.
Mija jak wszystko.
Tymczasem siłowanie się z bezsilnością jeszcze bardziej odziera z sił. Wysysa je. I niestety oddala ten moment przyjścia sił. A ten moment przychodzi.
Zawsze.
Siły kiedyś wracają.
Siła i bezsilność są jak powiemy wiatru na jeziorze.
Gdy wieje to płyniesz.
Halsujesz.
Korzystasz z każdego podmuchu, każdego szkwału.
Gdy przychodzi flauta, dryfujesz w spokoju.
Jest to trudne.
Bardzo trudne, gdy serce wyrywa się ku życiu i przygodzie, ale jest rozsądne.
Ja wczoraj miałam silnie – bezsilnie dzień.
Bezsilność przyszła wieczorem jak nieproszony gość.
Wprosiła się na urodziny w najgorszym momencie.
Przyjęłam ją z pokorą.
Nie traciłam sił za zatrzaskiwanie drzwi, usilne wypychanie jej. Rano poszła sobie.
Ustąpiła miejsca siłom.
Dziś sił dodała jeszcze górska rzeka 💦 Zobacz i posłuchaj TUTAJ.