Nie wiem czy miałam Tatę…
Wiem, że miałam Ojca.
Mój Ojciec był bardzo silnym człowiekiem. Świetnym lekarzem. Oddanym Mężem, Synem i Bratem. Doskonałym Przyjacielem. Porządnym facetem, choć trochę szalonym, często nieprzewidywalnym. Jak to powiedział mój Mąż na jego potrzebie „Do Stefana zawsze należało ostatnie słowo”. Taki był.
Taki pozostanie w mojej pamięci.
Czy był Tatą?
Jeszcze nie wiem. Może kiedyś się dowiem. Zapamiętam go jako Ojca. Tak o nim mówiłam, tak mówił i nadal mówi mój Brat. Za wcześnie, by w moim sercu zamienił się w Tatę. Może kiedyś do tego dojrzeję. Może zagają się rany, których świadomość nie pozwala bym mówiła o nim „Tato”.
Kiedyś mój starszy Syn się zorientował, że coś jest nie tak … powiedział:
„Mamo dlaczego do Dziadka, mówisz Ojciec.
Dlaczego?
Przecież to Twój Tata.
Powiedz Tata!
Powtórz za mną … TA – TA. TA – TA … „
Nie potrafiłam.
Nie umiałam.
Dlaczego nie przeszło mi to przez gardło?
Myślę, że Ojciec dał mi wiele cennych wskazówek. Zadbał o to, bym miała jak to mówił „porządne życie” – dobrą edukację, dobry start. Ale .. nie dał mi poczucia bezpieczeństwa emocjonalnego. Nie miałam do niego pełnego zaufania. Nie wiedziałam, kiedy mogłam na niego liczyć. Ale nie materialnie, nie organizacyjnie, ale psychicznie. Szczególnie wtedy, gdy umarła Mama. Nie był osobą, która okazywała bliskość. Czy uczucia. Myślę, że nie miał kiedy się tego nauczyć. Nauczycielką emocji była dla niego moja Mama, jego Żona – ale ona też zbyt szybko odeszła. Do dziś nie wiem, czy był ze mnie dumy? Czy to co robiłam? Jaką Kobietą, Matką, Żoną byłam – było dla niego ważne, wartościowe? W pewnym momencie życia przestałam nawet o tym myśleć. Sama stałam się dumna z siebie. Sama nauczyłam się widzieć wartość w moim życiu, moich wyborach, mojej drodze.
Mama zawsze o nas mówiła „kochacie się silną i trudną miłością,
której i ja zrozumieć nie potrafię”.
Gdy umierała podobno najbardziej się bała tego jak Jej Mąż poradzi sobie, jako nasz Tata – Tata ich dzieci.
Poradził sobie jako Ojciec. …
Naszego Ojca już nie ma.
Tęsknię za nim. Był Ojcem, którego bardzo mi go brakuje. Brakuje jego cennych rad, żartów, mądrości. Nie pojedziemy razem na narty. Nie usmaży już karpia na Wigilię. Nie nauczy moich chłopców żeglować, choć byłam pewna, że tak się stanie….
Nie mogę przestać myśleć o tym, czy kiedyś powiedziałabym do niego Tato. Mam wrażenie, że powoli zbliżaliśmy się do tego momentu … Ale zbyt powoli. Śmierć okazała się szybsza.
Dlatego to co mogę powiedzieć do Ojców, dziś w Wasze święto!
Śpieszcie się być Tatami, Tatkami, Tatusiami!!
… i uczcie swoje dzieci!!
Uczcie pięknie, mądrze, świadomie, żyć … i być szczęśliwym!
Dajcie bezpieczeństwo, akceptację, bliskość, szacunek.
Wsparcie nie wtedy kiedy jest dobrze, ale kiedy jest źle.
Walczcie o swoje dzieci.
By zawsze mówiły do Was Tato!
… i każdego dnia pamiętajcie o tym ..
każdego …
Był dumny. Nadal jest. Ogromnie!
Marto, dziękuję Ci! Wzruszyłaś i poruszyłaś kolejny raz.
Dzięki za uchylenie mi, nam, czegoś tak osobistego…
Jest pewne, że Twój Ojciec miał i ma wspaniałą Córkę! Jeśli prawdą jest, że drzewo poznaje się po owocach, to patrząc przez pryzmat Owocu, jakim jesteś, podświadomie czuję, że Drzewo było wyjątkowo dorodne, co nie znaczy, że nie odczuwało trudu owocowania.
To przedziwne – dziś to czuję, w dniu moich urodzin, jak w gardłach rodziców łamią się słowa, jak trudno zdobyć się na czułość, otwartość, wyjść spoza zaklętego kręgu swego rodzaju chłodu. A czas, jak śpiewa Mela, nie chodzi nigdy spać, odmierza nam wszystkie drogi, i jutro może być za późno.
W każdym razie dziękuję, że Twoje słowa dla nas są na czas, trafiają w odpowiedni moment. Jak zawsze serdecznie pozdrawiam. J.
Piękny i osobisty tekst z trafną puentą. U mnie jest „Tato”, choć on naciska by być „Tatusiem”, co kojarzy mi się infantylnie. Spełniam za to drugi wymóg – używam trzeciej formy: „Tato, czy mógłby Tata…”. Zawsze na nią narzekałam, ale widzę, że wraz z tym zdrobnieniem buduje to jego siłę (choćby słownie) i patriarchat w naszej rodzinie. Należy mu się 🙂